Podziel się wrażeniami!
Niektórzy wykierowują swoje obiektywy w górę szukając gwiazd. Ja miałem kilka razy okazję celować odwrotnie, z góry na dół. Oczywiście, nie w gwiazdy. Moje obiekty były jak najbardziej ziemskie, chociaż raz…. No nie, nie będę jednak wyprzedzał. Zapraszam do lektury.
Nie często mi zdarza się, aby robić zdjęcia z samolotu. Przez okienko. Nie jestem pilotem, ale bywałem pasażerem. A warunki fotografowania podczas lotu bywają dla pasażerów na różny sposób kiepskie. Albo pora nie ta, albo pogoda marna, chyba, że ktoś lubi fotografować chmury. Małe, często niezbyt przejrzyste okienka także nie sprzyjają temu. Ale czasem, mimo to, zdjęcia wychodzą nawet ciekawie, pomijając ich niedoskonałości techniczne.
I.
Pierwsze takie udało mi się „strzelić” dzięki dowódcy samolotu podczas lotu do Grecji. W pewnym momencie lotu, około godziny siódmej (rano), gdy ogarniać mnie już zaczęła lekka senność, z głośników doszedł mnie głos kapitana, który przypomniał, że lecimy na wysokości 10 tysięcy metrów, pogoda słoneczna, temperatura na zewnątrz minus 50 st. C. - a po chwili dodał: „Właśnie przelatujemy nad Tatrami”. Szybko chwyciłem za aparat, który miałem ze sobą w bagażu osobistym i wychyliłem się na prawą stronę. I oto, co wyszło.
Piękny błękit dominujący na całym obrazie uzasadniał, dlaczego Ziemię czasem nazywa się Błękitną Planetą. A zatem błękit i te pobielałe masywy górskie. To była druga połowa września, ale z tej wysokości trudno było ocenić, czy to już jednak śnieg, czy tylko jasne skały. Słońce oświetlało głównie szczyty gór. Doliny i okolica jeszcze były w cieniu, a z tej wysokości oznaczało to niemal jednolity błękit. Zdjęcie robione z ukosa, a zatem dystans z samolotu do Tatr mógł wynosić dobre dwadzieścia kilometrów, a może i więcej.
II.
Inny lot, z Warszawy do Sharm El Sheikh. Pogoda sprzyjała wspaniałej widoczności. Oto kilka migawek.
Opuszczamy Turcję. Fragment wybrzeża ok. 50 km na południe od Antalyi. Na pierwszym planie nadbrzeżna miejscowość Tekirova. Dalej ośnieżone szczyty Zachodniego Taurusu. Pierwsze spojrzenie na Morze Śródziemne.
I już nad deltą Nilu. W dole, przy linii brzegowej, jezioro słonowodne Burullus.
Kair. Nil, jak wstążka, wije się pośród dzielnic zamieszkałych przez 25 mln ludzi (a może więcej?).
Nagle słyszę gdzieś niedaleko mojego fotela elektryzujące słowo: „Piramidy”. Wychylam się szybko, ale, że były za bardzo pod nami, a samolot nie zatrzymał się, udało mi się je przez okienko uchwycić tylko brzegiem kadru (na dole). Sfinks już się w kadrze nie zmieścił.
Pustynia - obszar na południowy wschód od Kairu. Te kolory. Miejsce wyglądające pięknie, ale groźnie i przejmująco niegościnnie.
Ta sama pustynia nieco dalej. Przypuszczam, że to nie tymi pięknymi wąwozami uprowadzono Stasia i Nel, ale być może tak samo wyglądały.
Nad Zatoką Sueską. Samolot wleciał właśnie nad obszar półwyspu Synaj. Nigdzie nie widać roślinności. Jedyna zieleń, to kolor wody przy linii brzegowej Synaju.
Góry na Synaju niemal na wyciągnięcie ręki. Samolot w zaawansowanej fazie obniżania lotu.
Sharm El Sheikh - samolot w trakcie końcowego podchodzenia do lądowania.
III.
Niezwykłe zdjęcia udało mi się „złapać” z powietrza także w drodze powrotnej z Sharm do Warszawy. Skutkiem opóźnień, nasz lot, zamiast w dzień, rozpoczął się jakoś po godzinie drugiej w nocy. Dzięki temu podczas przelotu nad półwyspem bałkańskim mogłem załapać się na wschód słońca ponad chmurami. Te cztery zdjęcia, które poniżej przedstawiam, to kolejne odsłony pojawiającego się nad chmurami słońca.
Jeszcze nieśmiało…
Jak mała lampka…
Jeszcze chwila i….
I oto jestem - powiedziało Słońce - Sol Invictus.
Warto więc podczas rejsu samolotem mieć przy sobie jakiś aparat fotograficzny. Nigdy nie wiadomo, co się uda uchwycić obiektywem. Ten nocny lot z Sharm El Sheikh, mimo, że był bardzo męczący (długie czekanie na lotnisku), w moim wspomnieniu funkcjonuje jednak, jako ten, podczas którego zobaczyłem z wysokości 10 kilometrów - wschód słońca na chmurami. Ten widok trudno zapomnieć. I nie wiem, czy kiedyś będę miał podobny…